[ZWIERZYNA]
PRZYSMAKI ROGACZY
W ostatnich dziesięcioleciach wiele łowisk całkowicie zmieniło swój charakter. Z jednej strony zmiany, jakie zaszły w kulturze rolnej, negatywnie odbiły się na bioróżnorodności, ale z drugiej wiecznie zielone pola zapewniają zwierzynie kopytnej wysokoenergetyczne pożywienie.
Obwody łowieckie dodatkowo zyskały nowe tereny leśne i tym samym powiększył się znacząco areał bytowania dla zwierzyny grubej. Taki proces zazwyczaj cieszy myśliwych, ale zauważamy, że zalesianie terenów rolniczych i naturalna sukcesja niosą ze sobą również ograniczenie przestrzeni życiowej dla wielu cennych gatunków środowiska polnego.
Biolodzy prowadzą wiele badań nad wpływem tych nowych warunków bytowania na poszczególne gatunki. Wnioski dostarczają informacji, które mogą obalić wiele stereotypów, jakimi kierowaliśmy się nie tylko w łowiectwie.
Postęp techniczny daje dzisiaj naukowcom narzędzia, o jakich ich poprzednicy nie mogli nawet śnić. Dlatego wiedza, jaką otrzymujemy, pozwala na nowo zrozumieć przyrodę, a dzięki temu sprawniej zarządzać zasobami przyrodniczymi.
Smakosze ziół
Wydawało się wszystkim, że najlepiej poznanym gatunkiem łownym była sarna. Dzisiaj, dzięki badaniom, wiemy, że nie jest typowym mieszkańcem lasu. Spotykamy ją tam, ale tylko dlatego, że użytkowanie lasu, jakie prowadzi człowiek, tworzy środowisko, w którym sarny znajdują w środku lasu roślinność podobną do występującej na jego obrzeżach. Dlatego naukowcy skłaniają się do hipotezy, że to właśnie sposób prowadzenia gospodarki leśnej w głównej mierze determinuje wielkość populacji tzw. sarny leśnej.
Wbrew powszechnej opinii sarna nie przepada za lasem i również nie preferuje w swoim jadłospisie traw. Lista gatunków, którymi się odżywia, jest w rzeczywistości tak długa, że nie ma możliwości stworzenia jej dokładnego spisu. Dodatkowo rośliny preferowane w jednym siedlisku, w innym mogą zajmować ostatnie pozycje sarniego menu. Taka różnorodność w jadłospisie podyktowana jest głównie dostępnością żeru. Wbrew pozorom sarnom, tak jak nam, najbardziej smakuje to, co rzadko spotyka.
Wśród całej zwierzyny płowej sarna jest największym smakoszem wszelkich ziół. Jednak nie wszystkie rośliny, nie wszędzie i nie w każdym czasie są pobierane przez sarny w jednakowym stopniu. To zróżnicowanie wyboru może być związane z przyzwyczajeniem poszczególnych osobników albo być pochodną różnego składu roślin oraz ich różnych walorów smakowych i zapachowych w poszczególnych siedliskach.
W wypadku sarny obowiązuje jednak podstawowa zasada – wszelkie młode listki są łatwiejsze do strawienia i przez to bardziej preferowane. Świeża, młoda zieleń zawsze sarny przyciąga. Pierwsze listki i kwiaty wiosenne są zjadane szczególnie chętnie. Należą do nich między innymi mniszek, podbiał, miodunka i pierwiosnek.
Na terenach rolniczych dużą rolę odgrywają rośliny uprawne. Rzepak jest spożywany przez zwierzynę w czasie zimy i wiosną, ale potem znacznie traci na atrakcyjności z powodu „zdrewnienia”. Podobnie jest w wypadku słonecznika, groszku i lucerny, które są chętnie pobierane, gdy rośliny te są jeszcze młode. Spośród roślin łąkowych młoda, świeża koniczyna smakuje sarnom szczególnie. Równie chętnie wiosną spożywane są niemal wszystkie gatunki zbóż.
Ulubionym pożywieniem sarny są również miękkie pędy świerków, podobnie jak wiosenne pędy sosny i brzozy, którymi w innym czasie zwyczajnie gardzą. Tak samo jest w wypadku pozostałych gatunków drzew. Wiosną rządzi zasada: tam, gdzie sięgają pierwsze promienie słoneczne napędzające wegetację, tam zawsze spotkamy sarny.
Żołędzie i koniczyna
W szczytowym okresie wegetacji sarni stół jest bogato zastawiony. Przy tak dużym wyborze zwierzyna wybiera już tylko ulubione rośliny. Zboża nie cieszą się powodzeniem. Dopiero gdy dojrzeją kłosy, sarna znowu zaczyna się nimi interesować. Jednak jęczmienia, który ma długie i twarde „wąsy”, nie lubi. Z kolei ziarna owsa to dla sarny prawdziwy magnes.
Sarny są zdecydowanymi miłośnikami wszelkich roślin leczniczych i ziół jadalnych, takich jak rumianek, kminek, nać marchwi i pietruszki, kolendra, waleriana czy koper. Zakładając klasyczny ogród zielarski na terenie bytowania sarny, stworzymy na pewno bardzo atrakcyjne miejsce dla tej zwierzyny.
Również sady wiśniowe w okresie dojrzewania owoców znajdują się na czele miejsc preferowanych sarnich stołówek. Tymczasem tradycyjne łąki, ubogie w zioła, są przez nie w tym okresie raczej omijane. Jeśli spotkamy je w takich miejscach latem, jest to znak, że szukają tam przede wszystkim ziół i koniczyny. Latem pożywienie znajdują również na kwaśnych terenach i mokradłach porosłych turzycami, gdzie szukają roślin z jagodami.
W miarę procesu drewnienia zioła stają się coraz mniej atrakcyjne dla sarny. Żniwa mogą jednak wywołać tzw. stymulację wiosenną, przy której jeszcze przed zimą rżysko się zazieleni, oferując tym samym dobre świeże pożywienie.
Ważnym źródłem pożywienia w tym okresie będą nasiona i owoce, takie jak dąb, buk czy kasztanowiec. Sarny jednak preferują lżejsze owoce takich drzew, jak klon, jesion czy grab i to one jeśli są stanowią podstawę jesiennego pożywienia sarny. Zwłaszcza pojedyncze drzewa na terenach ubogich w inne pożywienie są dla zwierzyny bardzo interesującym miejscem.
Czas głodu
Od początku grudnia do marca zapotrzebowanie sarny na żer jest mniejsze. Niemieccy naukowcy postanowili dokładnie zbadać to zjawisko. Analizie poddano w sumie 220 saren, z czego 86 pochodziło z terenów leśnych i 134 z terenów rolniczych.
W obu typach siedlisk zawartość energetyczna karmy spada we wrześniu, ale jesienią szybko rośnie na terenach rolniczych. Aby zrekompensować różnicę, sarny żyjące w lasach muszą jeść więcej. Naukowców zaskoczył fakt, że jesienią i zimą żwacze „leśnych” saren nie zmniejszają się, a wręcz powiększają w porównaniu z latem. Udowodniono więc, że sarny wyrównują energetyczną różnicę między siedliskami ilością przyjmowanego pożywienia. Okazało się również, że sarny z terenów rolniczych w dzisiejszych czasach „nie zauważają” zimy. Spadek ilości energetycznego żeru nie został tam stwierdzony.
Niezależnie od pory roku siedliska na terenach rolniczych dostarczają sarnom więcej „przetwarzalnej” karmy niż środowiska leśne. Sarny z terenów rolniczych mają więc do dyspozycji więcej energii w pożywieniu niż te żyjące w lesie.
Dlatego na terenach rolniczych sarny można spotkać przez cały rok. Pola, na których uprawiane są rzepak i zboża ozime, działają jak magnes. Nawet przy dużej pokrywie śnieżnej niektóre partie pola są rozgrzebane i wyjedzone. Preferowane są jednak kapustne i zimowe odmiany buraków pastewnych. Zjadane są w tym czasie nie tylko części listne, ale też łodygi. Od stycznia do marca dużym powodzeniem wśród zwierzyny cieszą się buraki cukrowe. Na otwartych terenach ważne są także gałązki z wszelkich graniczących z tymi terenami żywopłotów i zagajników.
Sarny żyjące w lasach nie mają tak kolorowo. Udział ziół w ich zimowym pożywieniu siłą rzeczy drastycznie spada, a podstawą diety stają się pędy drzew i krzewów oraz krzewinki, wśród których do najważniejszych należą jagody, jeżyny i maliny, ale również inne liczne krzewy, przede wszystkim pozbawione kolców, takie jak trzmielina czy leszczyna.
Wśród krzewinek prym wiedzie pospolita jagoda. Najchętniej jest ona spożywana w maju, ale sporym powodzeniem cieszy się również w innych okresach. Jej jagody są zjadane w czasie późnego lata, a listki w miesiącach zimowych, gdy doskwierać zaczyna brak bogatych w białko ziół. Absolutnym zimowym hitem jest jeżyna, występująca w naszych rodzimych lasach w różnych odmianach. Brakuje jej tylko na bardzo ubogich i zaciemnionych terenach. Zimą listki jeżyny są dla sarny szczególnie atrakcyjne, ponieważ nie znajduje ona innego lekkostrawnego pożywienia. Podobnie jest z pędami maliny i jarzębiny, które należą do zimowych przysmaków.
Światło dla zwierzyny
Z analiz składu pokarmowego wynika, że dla sarny najważniejsze są miejsca z dużą ilością światła i świeżą zielenią. Łąka z ubiegłoroczną, starą trawą albo suchymi, łykowatymi badylami jest nieporównywalnie mniej atrakcyjna niż świeżo skoszona, na której dzięki dostępowi światła rosną młode rośliny. Jeśli chcemy skutecznie poprawiać nasze siedliska, to musimy odkrywać podłoże. Im bardziej las jest gęsty i zacieniony, tym mniej będzie w nim zwierzyny.
Ta zasada dotyczy również terenów polnych. Jeśli uda się namówić jakiegoś rolnika do pozostawienia wolnej niewielkiej przestrzeni na polu kukurydzy albo rzepaku, to jest duże prawdopodobieństwo pojawienia się tam nie tylko saren – to dla nich znakomita stołówka.
Jeszcze całkiem niedawno tereny rolnicze były dla wszystkich przeżuwaczy trudne do wykorzystania. Zwierzyna w czasie jesieni i zimy uzyskiwała z nich niewiele energii. Praktycznie już jesienią – ze względu na okres żniw – na polach nie znajdowała roślin, dzięki którym mogła wytworzyć rezerwę tłuszczową na czas zimy. Trudnym okresem był również początek wiosny, gdy na przełomie marca i kwietnia rezerwy były już wyczerpane, a metabolizm wzrastał. Puste pola i powolna wegetacja nie były w stanie dostarczyć wystarczającej ilości energii.
Transformacja, jaką przeszedł nasz kraj w latach 90. ubiegłego wieku, doprowadziła do głębokich zmian w gospodarce rolnej. Przede wszystkim znacząco wzrósł udział zbóż ozimych i udział poplonów. Dodatkowo zmiany klimatu spowodowały przesunięcie pór roku. Wiosna przychodzi wcześniej, a zimy są krótsze i zazwyczaj bezśnieżne.
Dlatego nasze obserwacje i badania biologów potwierdzają, że liczebność populacji (nie tylko sarny) wzrasta. Jeśli godzimy się na ten wzrost, by nie generować konfliktów z leśnikami i rolnikami, musimy zapewnić zwierzynie całoroczny dostęp do odpowiedniej, naturalnej bazy żerowej, która będzie odpowiadać specyficznym potrzebom energetycznym. A jeśli przy tym uda się nam wykorzystać wnioski płynące z badań oraz z obserwacji i zaspokoić indywidualne preferencje smakowe poszczególnych gatunków i populacji, tym lepiej!
Źródło: wildmen.pl
[Z KRAJU]
Powołanie nowej służby odpowiedzialnej za łowiectwo to wyważanie otwartych drzwi. A koszty będą horrendalne.
W rozmowie z portalem InfoWet.pl prof. Dariusz J. Gwiazdowicz przewodniczący Komisji Naukowej Naczelnej Rady Łowieckiej tłumaczy, z jak ogromnymi kosztami wiązałoby się powołanie zawodowej służby odpowiedzialnej za prowadzenie gospodarki łowieckiej.
Przypomnijmy: pomysł stworzenia uzawodowionej służby, która przejęłaby obowiązki obecnie funkcjonujących struktur łowieckich, padł podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej „Ochrona Zwierząt w Polsce: obecne wyzwania prawne”:
– Nie postulujemy zniesienia myślistwa w ogóle, bo jesteśmy realistami (…) wskazujemy jedynie, że profesjonaliści będą wykonywać plany znacznie efektywniej, że plany wyznaczane przez osoby obiektywne będą wolne od konfliktów interesów pomiędzy ludźmi a zwierzętami, a przynajmniej będą w większym stopniu wolne. I wskazujemy też na różne problemy etyczne związane z obecnym modelem – mówili podczas wydarzenia dr hab. Anna Zientara i dr hab. Cezary Błaszczyk z Wydziału Prawa i Administracji UW
O opinię, ocenę pomysłu, poprosiliśmy prof. Dariusza L. Gwiazdowicza, przewodniczącego Komisji Naukowej Naczelnej Rady Łowieckiej. Jak powiedział w rozmowie z naszym portalem, dyskusje na temat powołania zawodowej służby odpowiedzialnej za gospodarkę łowiecką motywowane są głosami sugerującymi, że działania, za które odpowiadają myśliwi, wykonywane są w sposób niewłaściwy. Jego zdaniem nie są one jednak uprawnione. Ponadto osoby podejmujące temat tzw. zawodowych myśliwych nie są świadome zadań wykonywanych przez członków Polskiego Związku Łowieckiego i ograniczają swoje rozumienie tej kwestii jedynie do odstrzału zwierzyny. Jeśli tzw. zawodowiec będzie się zajmował tylko polowaniem, to kto wykona inne prace, np. ochronę upraw rolnych czy szacowanie szkód? Ile trzeba by zatrudnić osób do wykonania takich zadań? Nieprawdziwe są także zarzuty, że myśliwi stanowią „państwo w państwie” i jak to często pada w przestrzeni medialnej „strzelają do wszystkiego, co się rusza”:
– Polski Związek Łowiecki na własny koszt zatrudnia na etatach ponad trzysta osób. Są to specjaliści z różnych dziedzin, którzy zawodowo zajmują się sprawami łowiectwa, zarządzania czy organizacji — i którzy precyzują jakie zadania mają do wykonania myśliwi. Prowadzimy regularną inwentaryzację zwierząt i mamy ścisły system nadzoru wewnętrznego. Warto wiedzieć, że prowadzenie gospodarki łowieckiej oparte jest w całości na ustawowo określonych jednorocznych i wieloletnich planach, które są opiniowane i zatwierdzane przez podmioty zewnętrzne jak np. izby rolnicze czy nadleśnictwa. Ponadto wszelkie zadania wykonywane przez PZŁ są bezpośrednio nadzorowane przez ministra właściwego ds. środowiska, który dysponuje instrumentami prawnymi w tym zakresie. Jeśli ktoś mówi, że myśliwi to „państwo w państwie”, to znaczy, że nie ma podstawowej wiedzy z zakresu funkcjonowania łowiectwa w Polsce.
Horrendalne koszty wyszkolenia myśliwych
Prof. Gwiazdowicz skupił się również na olbrzymich kosztach, jakie generowałoby powołanie zawodowej służby odpowiedzialnej za prowadzenie działań, które obecnie wykonywane są społecznie przez członków PZŁ: – W naszym systemie prawnym, aby zostać myśliwym, najpierw trzeba ponieść spore koszty. Te podstawowe są związane z wyszkoleniem adepta łowiectwa i choć trudno jest je precyzyjnie oszacować, to jednak staż, kurs i egzamin, wpisowe i składki oraz zakup podstawowej broni i akcesoriów, to minimum 20 tys. zł. Do tego chcąc skutecznie wykonywać swoje obowiązki potrzebny jest zakup samochodu terenowego, a nawet 20-letnie auto to wydatek na poziomie kolejnych 20 tys. zł. Doliczając do tego inne koszty (choćby zakup i wyszkolenie psa) zrobi się nam z tego około 50 tys. zł. Pomnóżmy to teraz przez liczbę myśliwych funkcjonujących w naszym kraju, a jest ich około 130 tys. A mówimy tu tylko o kosztach przygotowania myśliwych do wykonywania swoich zadań – podsumowuje prof. Gwiazdowicz.
Kłopotliwe szacowanie szkód
Jest to tylko jedna ze składowych kosztów, jakie w razie uzawodowienia łowiectwa obciążyłyby budżet państwa. Kolejna z nich to koszt szacowania szkód łowieckich i wypłaty odszkodowań: – Aby móc szacować szkody również trzeba ukończyć specjalne szkolenie. Umiejętność ta wymaga bowiem specjalistycznej wiedzy – inaczej szacuje się szkody w przypadku różnych upraw. To myśliwi ze swoich środków płacą za zdobycie tych uprawnień – tłumaczy ekspert.
Co ciekawe, pomysł „uzawodowienia” szacowania szkód łowieckich nie jest żadną nowością. Już w 2018 roku resort rolnictwa stwierdził, że „myśliwi nie mogą być sędzią we własnej sprawie” i nałożył obowiązek szacowania szkód na urzędy wojewódzkie. Kiedy wojewodowie podliczyli koszty, jakie wynikałyby z zatrudnienia rzeczoznawców, bardzo szybko przerzucono ten obowiązek na samorządy lokalne. Te z kolei obarczyły nim sołtysów. Ostatecznie, jeszcze zanim przepis wszedł w życie, pomysł został wycofany, gdyż okazało się, że bez pomocy myśliwych cały system szacowania szkód się zawali.
Jednak wyszkolenie rzeczoznawców to jedno. Następna składowa kosztów to oczywiście środki przeznaczone na odszkodowania za szkody łowieckie, a te wynoszą rocznie około 80 – 100 mln zł.
– Jednak to dopiero wierzchołek góry lodowej. Rola myśliwych to nie tylko szacowanie szkód i wypłata odszkodowań, ale przede wszystkim ochrona upraw przed zwierzyną. Gdyby nie nasze działania, straty byłyby nieporównywalnie większe. Łącznie cały koszt tylko tej jednej działalności – ochrony upraw, szacowania szkód i wypłaty odszkodowań to rocznie około 1,5 mld zł.
Jako dowód na to, jak ważna jest rola myśliwych w ochronie upraw rolniczych, prof. Gwiazdowicz podał przykład dwóch obwodów w okolicach Zielonej Góry, w których kilka lat temu zabroniono prowadzenia gospodarki łowieckiej. W krótkim czasie, straty spowodowane przez dzikie zwierzęta z zerowych wzrosły do około 600 tys. A mowa tu tylko o dwóch, spośród prawie 5 tys. obwodów łowieckich w Polsce.
Koszty liczone w miliardach
Jak powiedział prof. Gwiazdowicz, obecna liczba aktywnie działających myśliwych to ponad 130 tys. osób. Dla porównania stan kadrowy policji liczy obecnie ok. 90 tys. etatów. Roczny budżet tej formacji wynosi około 20 mld zł. Są to środki przeznaczane nie tylko na wynagrodzenia, ubezpieczenia społeczne czy szkolenia kadry, ale też wyposażenie i umundurowanie, budowę i utrzymanie infrastruktury, obsługę budynków, zapewnienie floty samochodów, czy koszt paliwa.
Żaden policjant nie szkoli się za własne pieniądze, nie kupuje sobie samochodu służbowego, broni, ani nie płaci za paliwo. Myśliwi z kolei pokrywają te koszty z własnej kieszeni. Utrzymanie jednego policjanta to statystycznie 220 tys. zł rocznie. Podobny byłby koszt utrzymania „zawodowego” myśliwego – tłumaczy specjalista.
Gdyby w każdym obwodzie łowieckim miało pracować tylko pięciu zawodowych myśliwych, łatwo sobie policzyć jak tylko ta część działalności obciążałaby budżet państwa. Należy przy tym pamiętać, że osoby te pracowałyby tylko 8 godzin dziennie, co daje nieporównywalnie niską wartość w porównaniu do liczby godzin prac społecznych wykonywanych przez myśliwych w niektórych kołach łowieckich. Chcąc wycenić pracę wykonywaną przez myśliwych, należałoby sporządzić wykaz wszystkich zadań przez nich wykonywanych.
Myśliwi nie tylko polują i dostarczają na nasz rynek najzdrowszego mięsa, jakim jest dziczyzna, ale wykonują szereg zadań z zakresu ochrony przyrody, na przykład hodują niektóre gatunki i następnie je wypuszczają, jak sokoła wędrownego. Ponadto prowadzą redukcję drapieżników, chroniąc tym samym szereg zagrożonych gatunków ptaków. Nie bez znaczenia jest wspieranie kultury łowieckiej, która jest elementem naszej kultury narodowej. Gdyby te wszystkie zadania wycenić, koszty wynosiłyby miliardy złotych.
To co ważne
– Najważniejsze jest profesjonalne wykonywanie zadań i na tym powinniśmy się koncentrować, a nie na tym kto je wykonuje, czy to jest osoba zatrudniona na etacie, czy społecznik – uważa prof. Dariusz J. Gwiazdowicz.
Jego zdaniem opinie osób nieznających zasad funkcjonowania łowiectwa w Polsce nie mogą być podstawą dyskusji, a tym bardziej podejmowania decyzji. Uzasadnieniem dla zmian w obecnym modelu gospodarki łowieckiej mogłyby być argumenty świadczące o jej niewydolności, słabym funkcjonowaniu, a nie przesłanki ideologiczne. Obecny system zarządzania populacjami zwierząt dziko żyjących nie jest idealny, ale cały czas jest on doskonalony. Pozostaje zatem postawić sobie pytanie, czy nasz budżet stać na wydatek ponad 10 mld zł tylko po to, by wyważać otwarte drzwi i od podstaw tworzyć coś, co już dziś sprawnie działa? – pyta ekspert.
Jak dodaje, należy mieć świadomość, że powołując zawodową służbę łowiecką, nie rozwiążemy kluczowych problemów, a jedynie poniesiemy gigantyczne koszty. Jego zdaniem w najbliższych latach czeka nas nieuchronna dyskusja nad większą partycypacją finansową państwa w zadania wykonywane przez myśliwych, wtedy będzie też okazja do zdefiniowana oczekiwań społecznych, np. w zakresie ochrony przyrody i dalsze podnoszenie profesjonalizmu współczesnych myśliwych.
Źródło: www.infowet.pl
[Z KRAJU]
Mamy rekord, żubry w Polsce przekroczyły magiczną granicę. Było z nimi źle.
Gdybyśmy sto lat temu powiedzieli komukolwiek w Polsce, że w naszych lasach będzie znów żyło ponad 3 tys. żubrów, roześmiałby się z żalem. Nie wyglądało na to, że są szanse na ocalenie największego ssaka Europy. Tymczasem ostatnie liczenie wskazuje, że mamy aż 3060 osobników. To najwyższa liczba od wieków. Musiałoby to być może w XVIII w., a może i wcześniej. Uznawany za zwierzę królewskie żubr przez lata zdołał dzięki temu uniknąć losu tura – innego reliktu epoki lodowcowej, który wyginął kilkaset lat temu.
Żubr prawie podzielił los wymarłego tura
Żubr i tur królowały w lasach i puszczach porastających Polskę od tysięcy lat. W czasach akcji powieści „Krzyżacy” Henryka Sienkiewicza, gdy przed wojną z Zakonem polskie wojska polują m.in. na tury, zwierzę to było już jednak rzadkie. Zniknęło w XVII w. Przyjmuje się, że ostatni tur na polskich ziemiach padł w 1627 r. w Puszczy Jaktorowskiej pod Żyrardowem. Może jakieś przetrwały do kolejnego stulecia w Prusach Wschodnich, ale to tylko pogłoski. Żubr przetrwał dłużej, ale i w jego wypadku wydawało się, że zagłada jest nieuchronna. Od XVII w. był także coraz rzadszy, a w XIX w. nie chroniły go już żadne królewskie akty. Wymierał i wraz z nastaniem I wojny światowej dziko żyjących żubrów w Europie już w zasadzie nie było. Ich ostatnią ostoją była Polska, zwłaszcza Puszcza Białowieska, ale i tam wymarły.
Żubr zaczął znikać w XIX w.
Według rosyjskich pomiarów w Puszczy Białowieskiej za czasów cara Aleksandra I mieliśmy w tym lesie niespełna 2 tys. ostatnich zwierząt. Był to rok 1857. Zwróćmy uwagę, to mniej niż obecnie. Żeby więc znaleźć ostatni przypadek, gdy Polska mogła się poszczyć 3 tys. żubrów, trzeba by się pewnie cofnąć do XVIII w. albo samego początku XIX stuleci. Żubr wymarł na wolności w Polsce między 1919 a 1921 r. – w zależności od źródeł, rozmaicie podaje się datę śmierci ostatniego osobnika żyjącego na swobodzie. A zatem sto lat temu wydawało się, że to wspaniałe zwierzę podzieli los tura. Na szczęście tak się nie stało. Największego lądowego ssaka Europy udało się ocalić i odtworzyć dzięki osobnikom trzymanym w niewoli – na jego szczęście żubry były niegdyś ozdobą wielu zwierzyńców, dawano je w podarunku dla królów czy arystokratów. To gatunek uratowało. W 1923 r. z inicjatywy prof. Jana Sztolcmana (słynnego badacza zwierząt w Ameryce Południowej) założono Międzynarodowe Towarzystwo Ochrony Żubra. Doliczyło się ono 54 żyjących w tamtym czasie osobników czystej krwi. Dwa pierwsze żubry ponownie znalazły się na wolności w Puszczy Białowieskiej jesienią 1929 r. W roku 1939 w Puszczy było już tylko 16 zwierząt, które szczęśliwie przetrwały II wojnę światową.
Podkreślmy: 16 zwierząt. Dzisiaj mamy 3060, jak podają Lasy Państwowe, które właśnie opublikowały wyniki corocznej inwentaryzacji tych ssaków. Liczba żubrów jest wyższa niż rok wcześniej o 240 osobników. Ich przytłaczająca większość (2855) to żubry żyjące na wolności.
Ogromny sukces Polski i jej przyrody
To jest ogromny sukces, jeden z największych sukcesów polskiej i zarazem światowej przyrody, bowiem ocalenie żubra to gigantyczny wkład Polski w ochronę światowego dziedzictwa przyrodniczego. Żubr nierozerwalnie kojarzy się z Polską jako symbol naszych lasów, ale i odradzania się przyrody, o ile tylko damy jej na to szansę. Relikt dawnych epok związany tak mocno z dawnymi lasami pierwotnymi okazuje się dawać sobie radę także w przekształconym środowisku, w nowych lasach rosnących w Polsce. Wychodzi na pola, dostosowuje się do nowych wyzwań. Żubry występują teraz w bardzo wielu zakątkach kraju, nie tylko w Puszczy Białowieskiej – swoim mateczniku. Mamy je w Bieszczadach, w Gorcach, w Puszczy Noteckiej. W Puszczy Białowieskiej jest ich najwięcej, bo 870 osobników, ale Bieszczady mają 765 żubry.
Puszcza Knyszyńska na Podlasiu dysponuje 562 zwierzętami, a liczba żubrów w zachodniej Polsce przekracza 400. Łącznie obserwuje się osiem wolnych populacji (Puszcza Białowieska, Puszcza Knyszyńska, Puszcza Borecka, Bieszczady, zachodnia Polska z Puszczą Notecką, Lasy Janowskie, Puszcza Augustowska i Puszcza Romincka).
Światowa populacja żubrów zbliża się do 10 tys., co pokazuje, jak istotne miejsce zajmuje tu Polska. Zwierzęta żyją także na Białorusi, w Rosji, Ukrainie, Rumunii czy Słowacji. Powyżej 100 żubrów mają także Niemcy, Szwecja, Litwa czy Francja.
Źrodło: zielona.interia.pl
[Z ŻYCIA KOŁA]
W dniu 09.05.2025 r. odbyło się Walne Zgromadzenie Członków Koła Łowieckiego „SZARAK” w Myszkowie. W dziale GALERIA publikujemy krótką fotorelację z tego ważnego w życiu Koła wydarzenia.
[Z KRAJU]
Przyrodnicy biją na alarm. Szopy pracze dotarły do centralnej Polski i dziesiątkują ptaki w Kampinoskim Parku Narodowym.
Badania genetyczne potwierdzają, że drapieżniki dotarły pod Warszawę z terenów Niemiec. U naszych zachodnich sąsiadów stały się już poważnym problemem, a ich liczba szacowana jest na setki tysięcy. Czy podobnie będzie w Polsce? Rodzina szopów nagrała się wczesnym rankiem na fotopułapke w Kampinoskim Parku Narodowym. Jeszcze wiele lat temu taka scena w Polsce byłaby nie do pomyślenia. Szopy to zwierzęta z Ameryki, cała rodzina ssaków szopowatych występuje wyłącznie na kontynencie amerykańskim, przynajmniej w stanie naturalnym. To zwierzę, które latami znaliśmy tylko z kreskówek np. Disneya, książek czy zoo. Teraz mieszkają w Polsce.
Mieszkają – to mało powiedziane. Są tu intruzem i to inwazyjnym, co znaczy że bardzo groźnym. Szop sprawia sympatyczne wrażenie i nie kojarzy się z jakąś wielką groźbą, dlatego przyrodnicy i organizacje ekologiczne w Polsce, a także media starają się uświadamiać, że zagrożenie istnieje i jest duże. To nie jest rodzimy borsuk czy kuna, to nawet nie jenot, który też był gatunkiem inwazyjnym i żyje u nas od ponad półwieku (pochodzi z Dalekiego Wschodu). To zupełnie inna skala niebezpieczeństwa, gdyż szop jest znacznie bardziej ekspansywny i ma większy wpływ na naszą przyrodę. Chociażby przez dziesiątkowanie ptaków, ich gniazd i jaj, płazów, gadów, wszystkich małych zwierząt Polski.
Do tej pory szopy były liczne w zachodniej Polsce, gdyż inwazja nadchodzi z Niemiec. To tam znajduje się np. Kassel – najbardziej „zaszopione” miasto Europy, czyli miasto z największą liczbą miejskich szopów. Jest ich tam na kilometr kwadratowy więcej nawet
– W Kampinoskim Parku Narodowym i jego otulinie liczbę szopów szacujemy już na 300 osobników – zwraca uwagę dr inż. Adam Olszewski z Parku. Zdając sobie sprawę z zagrożenia jakim są szopy dla polskiej przyrody, służby Parku postanowiły walczyć z intruzem.
– Ta redukcja jest na poziomie stu osobników w roku. W 2024 było to 139 osobników, a gdyby jej nie było, liczba szopów rosłaby cały czas – mówi dr Adam Olszewski.
Walka z szopem nie jest łatwa. Jest zwierzęciem nocnym, doskonale kryje się w koronach drzew i jest jest oportunistą pokarmowym. Zjada z chęcią ptasie jaja, pisklęta, ryby, płazy, gady, nie pogardzi też ślimakami i małżami. Dr Olszewski wspomina, że gdy szopy dopadły w Kampinoskim Parku Narodowym szczeżuje, wyjadły te małże do ostatniej.
Joanna Kołodziejczyk z Instytut Przyrody Polskiej Akademii Nauk badała DNA szopów z Kampinosu. Okazało się, że w prostej linii pochodzą od szopów wypuszczonych na początku XX wieku na terenie Niemiec. – Przyszły z parku narodowego Ujście Warty, z zachodu Polski, a tam z kolei trafiły z Niemiec – wskazuje Joanna Kołodziejczyk.
Szopy z Kampinosu to potomkowie kilku niemieckich populacji które się ze sobą wymieszały. To właśnie to wysokie zróżnicowanie populacji czyli wiele wariantów genów to jeden z czynników które napędzają tę inwazję.
W Niemczech liczba szopów szacowana jest już na dwa miliony osobników. Tylko w samej Brandenburgii i Saksonii odstrzeliwuje się rocznie blisko 50 tysięcy tych zwierząt.
Jacek Banaszek z zarządu Okręgowego PZŁ w Zielonej Górze mówi, że w Polsce dochodzimy do siedmiu tysięcy sztuk w sezonie zabitych jako zagrażające Polsce i Unii Europejskiej.
Przyrodnicy w programie Czysta Polska podają przykłady: szop, który plądrował gniazdo gęsi gęgawy, inny dostał się do nory i całkowicie splądrował lęg zimorodka. Szkody poczynione przez szopy w ptasim sezonie lęgowym są porażające. Szop ma dostęp do wszelkich gniazd, umieszczonych w dowolnym miejscu.
Szopy nie tylko plądrują gniazda. Chwytają również ryby na tarliskach, a ostatnio niszczą uprawy rolne. – Wiele osób kojarzy szkody w kukurydzy, której mamy dużo w Polsce jako szkody powodowane przez dziki, jelenie a tym czasem okazuje się, że sprawcą jest szop – mówi prof. dr hab Dariusz J. Gwiazdowicz z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. – Dla rolników szop to też jest poważny problem.
Ponadto szopy przenoszą wiele chorób. Są wektorem wścieklizny, różnych nicieni, glist.
Źrodło: zielona.interia.pl
[Z KRAJU]
Pryszczyca – aktualna sytuacja i stanowisko PZŁ
W związku z komunikatem Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 6 kwietnia 2025 r. dotyczącym aktualnej sytuacji związanej z pryszczycą, Polski Związek Łowiecki podkreśla swoją pełną gotowość do współpracy z instytucjami rządowymi w zakresie działań zapobiegających rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych zwierząt.
Aktualna sytuacja
Polska pozostaje krajem wolnym od pryszczycy. Działania prewencyjne koncentrują się na monitorowaniu sytuacji w krajach sąsiednich, gdzie występuje zagrożenie transmisji wirusa. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, we współpracy z odpowiednimi służbami, prowadzi intensywne działania mające na celu zabezpieczenie terytorium Polski przed wprowadzeniem choroby.
Rola Polskiego Związku Łowieckiego
Polski Związek Łowiecki od lat aktywnie uczestniczy w monitorowaniu stanu zdrowia populacji dzikich zwierząt oraz realizuje działania ograniczające ryzyko przenoszenia chorób odzwierzęcych. Doświadczenie i zaangażowanie myśliwych stanowią realne wsparcie dla służb weterynaryjnych oraz innych podmiotów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo epizootyczne kraju.
Według badań PBS, aż 62 proc. Polaków uważa, że myśliwi przyczyniają się do ograniczenia ryzyka rozprzestrzeniania się chorób odzwierzęcych, takich jak afrykański pomór świń (ASF), wścieklizna czy ptasia grypa.
Apel o czujność
W obliczu potencjalnych zagrożeń epizootycznych, Polski Związek Łowiecki apeluje do wszystkich myśliwych oraz osób związanych z gospodarką łowiecką o zachowanie szczególnej czujności. Wszelkie niepokojące objawy u dzikich zwierząt powinny być niezwłocznie zgłaszane odpowiednim służbom weterynaryjnym.
Więcej informacji
Zachęcamy do zapoznania się z pełnym komunikatem Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 6 kwietnia 2025 r., dostępnym pod adresem:
https://www.gov.pl/web/rolnictwo/pryszczyca–aktualizacja-komunikatu-mrirw-na-dzien-6-kwietnia-2025
Czym jest pryszczyca?
Pryszczyca (Foot and Mouth Disease, FMD) to wysoce zaraźliwa choroba wirusowa atakująca zwierzęta parzystokopytne, zarówno domowe, jak bydło, świnie, owce i kozy, jak i dzikie. Wywoływana jest przez wirusa z rodzaju Aphthovirus należącego do rodziny Picornaviridae. Charakteryzuje się występowaniem pęcherzy i owrzodzeń na błonach śluzowych jamy ustnej, języku, wargach, w przestrzeniach międzyracicowych oraz na wymieniu. Objawy obejmują gorączkę, ślinotok, kulawiznę, utratę apetytu oraz spadek produkcji mleka. Choroba rozprzestrzenia się poprzez bezpośredni kontakt z zakażonymi zwierzętami, a także pośrednio przez zanieczyszczoną paszę, wodę, sprzęt, odzież czy środki transportu. Wirus może być również przenoszony drogą powietrzną na znaczne odległości. Pryszczyca nie stanowi zagrożenia dla zdrowia lub życia człowieka, ale powoduje poważne straty ekonomiczne w hodowli zwierząt, a jej zwalczanie wiąże się z koniecznością eliminacji zakażonych stad oraz restrykcjami w handlu międzynarodowym.
Źródło: czestochowa.pzlow.pl
[Z ŻYCIA ZWIĄZKU]
W dniach 28-29.03.2025 w Jachrance odbył się XXV Krajowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Łowieckiego. Jest nam miło poinformować, że jednym z Delegatów jest Członek Naszego Koła – Łowczy Koła Łowieckiego „Szarak” Kol. Adam Jakubiec.
[PRAWO]
Wątpliwości wokół propozycji zmian w liście gatunków łownych w Polsce. Zakończył się proces konsultacji międzyresortowych, w ramach których wypowiedziały się zainteresowane strony.
Na początku stycznia 2025 roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło do konsultacji publicznych trzy projekty nowelizacji rozporządzeń:
- Rozporządzenie w sprawie ustalenia listy gatunków zwierząt łownych,
- Rozporządzenie w sprawie określenia okresów polowań na zwierzęta łowne,
- Rozporządzenie w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz.
Zmiany te miałyby doprowadzić do wykreślenia siedmiu gatunków ptaków z listy zwierząt łownych, co spotkało się z szerokim sprzeciwem zarówno w środowisku łowieckim, jak i rolniczym, a także w kluczowych resortach rządowych i samorządach.
Konsultacje publiczne – szeroka fala krytyki
Projekty nowelizacji zostały poddane szeroko zakrojonym konsultacjom publicznym. Swoje stanowiska w tej sprawie wyraziły instytucje państwowe, pozarządowe oraz przedstawiciele samorządów. W zdecydowanej większości nadesłane uwagi wskazywały na negatywną ocenę skutków projektowanych regulacji, które w przypadku wejścia w życie rozporządzeń będą oddziaływać na bezpieczeństwo żywnościowe, obronność kraju, gospodarkę wodną oraz proces inwestycji w Polsce.
PZŁ: Brak rzetelnych danych i zagrożenie dla równowagi ekosystemu
Polski Związek Łowiecki jako pierwszy przedstawił merytoryczną opinię do projektów rozporządzeń. Zrzeszenie w swojej opinii zauważa, że proponowane zmiany bazują na nieaktualnych danych naukowych i nie uwzględniają rzeczywistej sytuacji populacji poszczególnych gatunków. W swoim stanowisku PZŁ zaznacza:
„Dane dotyczące trendów populacyjnych przywołane w projekcie rozporządzenia pochodzą sprzed kilkunastu lat i nie odzwierciedlają obecnej sytuacji. W rzeczywistości wiele gatunków objętych nowelizacją utrzymuje stabilną liczebność, a ich wykreślenie z listy zwierząt łownych narusza naturalną równowagę ekosystemu.”
Związek zwraca również uwagę na znaczenie myśliwych w monitorowaniu ptasiej grypy:
„Myśliwi, dostarczając próbki do badań weterynaryjnych, odgrywają kluczową rolę w przeciwdziałaniu rozprzestrzenianiu chorób zakaźnych wśród ptactwa, co ma bezpośrednie znaczenie dla bezpieczeństwa produkcji drobiarskiej w Polsce.”
Ministerstwa ostrzegają przed poważnymi konsekwencjami
Resort rolnictwa podobnie jak PZŁ zwrócił uwagę na brak aktualnych badań naukowych uzasadniających zmiany. Ministerstwo ostrzegło, że wykreślenie gatunków ptaków łownych osłabi monitoring ptasiej grypy, co może zagrozić hodowli drobiu i bezpieczeństwu żywnościowemu kraju.
„Polska jest jednym z największych producentów drobiu w UE. Wprowadzenie proponowanych zmian może doprowadzić do poważnych strat w hodowli, gdyż ograniczy możliwość monitorowania ptasiej grypy poprzez eliminację zakażonych osobników.”
Ministerstwo Obrony Narodowej
MON podnosi, że projektowane zmiany mogą negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo kraju, gdyż dodatkowe procedury administracyjne w zakresie kontroli populacji ptaków mogą utrudnić realizację kluczowych projektów wojskowych, takich jak „Operacja Feniks” i „Tarcza Wschód”.
„Nieuregulowana populacja ptactwa może powodować zagrożenia dla infrastruktury wojskowej oraz opóźnienia w kluczowych inwestycjach obronnych.”
Ministerstwo Infrastruktury
Resort infrastruktury ostrzegł przed negatywnym wpływem nowych przepisów na bezpieczeństwo lotnicze i gospodarkę wodną.
„Nieuregulowana populacja ptactwa wodnego zwiększy ryzyko kolizji lotniczych, co może prowadzić do poważnych katastrof lotniczych i zagrożenia życia pasażerów oraz załogi statków powietrznych. Dodatkowo, ograniczenie działań myśliwych negatywnie wpłynie na gospodarkę wodną i zwiększy zagrożenie powodziowe, co może spowodować katastrofalne skutki dla mieszkańców terenów zagrożonych powodziami.”
Ministerstwo Rozwoju i Technologii
Ministerstwo uznało, że całkowity zakaz polowań jest rozwiązaniem zbyt radykalnym i sugerowało wprowadzenie czasowego ograniczenia odstrzału zamiast trwałej eliminacji gatunków z listy łownych.
„Tymczasowe moratorium pozwoli na przeprowadzenie dodatkowych badań populacyjnych, zamiast wprowadzania skrajnych rozwiązań bez dostatecznych dowodów naukowych.”
Izby rolnicze: Zmiany uderzą w rolnictwo i rybołówstwo
Sprzeciw wobec proponowanych zmian wyraziły także Krajowa Rada Izb Rolniczych, która podkreśliła negatywne skutki nowelizacji dla sektora rolniczego i rybackiego.
„Wzrost populacji ptaków wodnych może prowadzić do znacznych strat w stawach hodowlanych oraz na polach uprawnych. Brak odstrzału spowoduje nadmierne żerowanie i degradację zasobów rolnych.”
Samorządy: sprzeciw wobec zmian
Samorządy wojewódzkie, w tym m.in. województwa lubelskie, opolskie i kujawsko-pomorskie, również wyraziły negatywne opinie. Zwrócono uwagę na wpływ ograniczeń łowieckich na lokalną gospodarkę oraz ekosystemy:
„Ograniczenie polowań wpłynie na lokalną branżę turystyczną. Polowania są istotnym elementem przyciągającym turystów i wspierającym rozwój lokalnych społeczności.”
Wspiera ich w tej opinii Związek Miast Polskich. Jego przedstawiciel Marek Wójcik w wypowiedzi dla magazyny „Polska i Świat” w TVN 24 mówił, że zmiana listy gatunków zwierząt łownych spowoduje wstrzymanie decyzji inwestycyjnych na miesiące czy lata albo w ogóle je uniemożliwi.
Wtóruje mu Szymon Piechowiak z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i podkreśla, że jeśli rozporządzenie MKiŚ wejdą w życie „na pewno skomplikują życie inwestorom, szczególnie tym inwestorom, którzy realizują inwestycje duże. (…) Co się stanie kiedy kaczka zdecyduje się założyć swoje gniazdo na placu budowy? Nie będzie można od tak przyjść i przełożyć chronionego gniazda” – podkreśla.
UNESCO: Zagrożenie dla sokolnictwa
Zmiany w prawie mogą negatywnie wpłynąć na polskie sokolnictwo, które znajduje się na Liście Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Fundacja Instytut Dziedzictwa Sokolniczego ostrzega:
„Zakaz polowań na ptaki uniemożliwi kultywowanie sztuki sokolnictwa w Polsce, które jest dziedzictwem kulturowym uznanym przez UNESCO. Sokolnictwo to nie tylko tradycja, ale także skuteczna metoda biologicznej ochrony lotnisk i terenów rolniczych.”
Polski Związek Łowiecki, wraz z resortami rządowymi, izbami rolniczymi oraz samorządami przedstawił merytoryczne argumenty. Według opinii ww. instytucji projekty nowelizacji rozporządzeń MKiŚ stanowią zagrożenie dla rozwoju infrastruktury, bezpieczeństwa żywnościowego, obronnego oraz gospodarki.
Teraz projekty rozporządzeń trafią do debaty na Komitet Stały Rady Ministrów. O postępach prac będziemy informować w naszych mediach na bieżąco.
Źródło: www.pzlow.pl
[STATUT PZŁ]
Na posiedzeniu w dniu 25.01.2025 Naczelna Rada Łowiecka Uchwałą NRŁ nr 291/2025 uchwaliła proponowany projekt zmian do Statutu Polskiego Związku Łowieckiego (do pobrania pod poniższym linkiem).
Zwracamy się z prośbą do Koleżanek i Kolegów o zgłaszanie uwag do proponowanych zmian w Statucie PZŁ do dnia 10 lutego 2025 r. poprzez (dostępny pod linkiem) FORMULARZ ZGŁOSZENIOWY . Ostateczna treść Statutu PZŁ zostanie przedstawiona na XII posiedzeniu Naczelnej Rady Łowieckiej w dniu 21 lutego 2025 r. i przekazana do Krajowego Zjazdu Delegatów PZŁ.
Źródło: www.pzlow.pl
[PRAWO]
W związku ze skierowaniem w dniu 20 stycznia br. do zaopiniowania przez Polski Związek Łowiecki projektu rozporządzenia Ministra Klimatu i Środowiska zmieniającego rozporządzenie w sprawie określenia listy gatunków zwierząt łownych, przedstawiamy opinię Polskiego Związku Łowieckiego, która w dniu dzisiejszym została przesłana do Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
Źródło: www.pzlow.pl
[Z KRAJU – PRAWO]
Odrzucenie projektu zmian w ustawie o broni i amunicji
Wczorajsze głosowanie w Sejmie RP nad projektem zmiany ustawy o broni i amunicji, zakładającym wprowadzenie obowiązkowych badań okresowych dla myśliwych, zakończyło się odrzuceniem propozycji już w pierwszym czytaniu. Decyzja ta stała się symbolicznym zwycięstwem naszego środowiska, które od kilku miesięcy wskazywało na wady i niepotrzebną restrykcyjność proponowanego rozwiązania. Kluczową rolę w tym sukcesie odegrało stanowisko opracowane przez Polski Związek Łowiecki, które było wielokrotnie cytowane podczas debaty sejmowej i stanowiło podstawę argumentacji wielu posłów. To wyraźnie pokazuje znaczenie merytorycznej pracy PZŁ w kształtowaniu opinii publicznej i wspieraniu decyzji legislacyjnych na rzecz myśliwych.
Projekt, autorstwa posłów Polski 2050, przewidywał nałożenie na osoby mające pozwolenia na posiadanie broni w celach łowieckich obowiązku okresowych badań lekarskich i psychologicznych potwierdzających spełnianie kryteriów zdrowotnych związanych z posiadaniem broni oraz zwiększenia częstotliwości, raz na dwa lata badań dla osób w wieku powyżej 70 lat.
Autorka projektu posłanka Ewa Szymanowska (Polska 2050) twierdziła, że celem projektu jest zrównanie wymogów badań dla posiadaczy broni palnej po to, by zapewnić rodakom bezpieczeństwo. Wspierały ją w tej narracji posłanki KO, Klaudia Jachira i Katarzyna Piekarska i Małgorzata Tracz oraz Daria Gosek Popiołek z Lewicy.
Propozycja spotkała się z silnym sprzeciwem szerokiego grona posłów reprezentujących różne ugrupowania polityczne. Wczorajszym wynikiem głosowania (225 głosów przeciw projektowi, 203 za) Sejm jasno wyraził swoją dezaprobatę dla tej inicjatywy. Szczególną rolę w tym procesie odegrało PSL, które już dzień przed głosowaniem, ustami premiera Władysława Kosiniaka-Kamysza, wyraziło jednoznaczną dezaprobatę dla tej propozycji, zapowiadając złożenie wniosku o jej odrzucenie w pierwszym czytaniu. Stanowcze podejście PSL w tej sprawie podkreśliło ich zaangażowanie w ochronę interesów środowiska łowieckiego.
Jak podaje Business Insider, koalicja Trzecia Droga (PSL i Polska 2050) nie była w stanie wypracować wspólnego stanowiska, co skutkowało rozłamem w głosowaniu. PSL, kierując się bliskością z elektoratem wiejskim i środowiskami łowieckimi, sprzeciwiło się projektowi. Posłanka PSL Urszula Nowogórska podkreślała nie tylko rolę pro środowiskową, ale przede wszystkim pro obronną naszego środowiska, mówiąc, że myśliwi są „przedłużonym ramieniem polskich działań obronnych”. W swoim wystąpieniu przypomniała również o podpisanym między PZŁ a MON porozumieniu o współpracy w czerwcu 2024 r., wskazując na jego ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski. Wczorajsza debata w Sejmie wyraźnie pokazała, jak strategiczne były działania Polskiego Związku Łowieckiego, zarówno w kontekście zawarcia porozumienia z MON, jak i w odniesieniu do ustawy MSWiA. Te istotne inicjatywy Łowczego Krajowego Eugeniusza Grzeszczaka teraz stały się kluczowymi argumentami używanymi przez posłów w obronie myśliwych i w budowaniu silnej narracji na rzecz ich istotnej roli w systemie bezpieczeństwa narodowego.
Także inne ugrupowania opowiedziały się za łowiectwem. Poseł Edward Siarka z PiS powiedział, że „myśliwi to grupa posiadaczy broni najbezpieczniej się nią posługująca” i w imieniu klubu złożył wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Podobnie postąpiła Konfederacja i Republikanie. Jarosław Sachajko zaznaczył, że projekt wprowadza nieuzasadnione restrykcje dla myśliwych oraz dyskryminuje i stygmatyzuje osoby starsze.
Na koniec wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak z Konfederacji zwrócił uwagę na kluczowe kwestie związane z zachowaniem tradycji łowieckiej takie jak udział młodzieży w polowaniach czy możliwość szkolenia psów myśliwskich. W jego wypowiedzi wybrzmiała nadzieja na powstanie w Sejmie większości gotowej bronić spraw łowieckich i przywrócić korzystne rozwiązania, likwidując regulacje szkodliwe dla środowiska myśliwskiego uchwalone w poprzedniej kadencji parlamentu.
Co dalej?
Temat projektu ustawy przyniósł naszemu środowisku korzystne efekty wizerunkowe. Zauważalny poziom emocji, jakie wzbudza temat myśliwych, potwierdza liczba posłów uczestniczących w debacie. Chociaż pojawiały się głosy krytyczne wobec łowiectwa, głównie z ust posłów Polska 2050 przeważająca liczba wypowiedzi oceniała myśliwych pozytywnie, redefiniując naszą rolę w przestrzeni publicznej. Co więcej, argumenty takie jak bezpieczeństwo państwa, profesjonalizm myśliwych czy ochrona przed zagrożeniami ze strony wilków i łosi są szeroko wspierane również przez przedstawicieli obecnej koalicji. Wczorajsze wydarzenia w Sejmie otworzyły nowe możliwości przebicia się z narracją łowiecką do świadomości społecznej, co nasze środowisko powinno szybko i skutecznie wykorzystać.
Źródło: www.pzlow.pl
[*]
Z wielką przykrością chcieliśmy poinformować, że z naszego grona do Krainy Wiecznych Łowów odszedł wieloletni członek Koła Łowieckiego „SZARAK” w Myszkowie Kolega Marian Skorek.
Pamięć o Nim niech zawsze pozostanie wśród nas, a umiłowana knieja niech wiecznie szumi nad Jego mogiłą!
[ZE ŚWIATA: Szwecja wolna od ASF]
W zeszłym roku afrykański pomór świń wykryto w Szwecji. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu myśliwych udało się skutecznie zlikwidować ognisko ASF. Szwecja odzyskała status obszaru wolnego od afrykańskiego pomoru świń (ASF). Wirusa wykryto tam 6 września 2023 u martwego dzika w pobliżu miasta Fagersta w okręgu Västmanland.
Zlikwidowanie ogniska należy uznać za wielki sukces, który w dużej mierze można przypisać myśliwym, którzy poświęcili 15 tysięcy godzin na poszukiwanie padłych dzików. Doskonała koordynacja na poziomie lokalnym, regionalnym i krajowym powinna być przykładem dla innych krajów europejskich.
„We współpracy ze Szwedzką Agencją Rolnictwa i Państwową Administracją Weterynaryjną, Szwedzkie Stowarzyszenie Łowieckie oraz sami myśliwi mogli wnieść praktyczną wiedzę do opracowania nowej metody zwalczania afrykańskiego pomoru świń. Fakt, że odniósł tak duży sukces, utwierdza nas w przekonaniu o ważnej roli myśliwych w systemie ochrony przyrody” – powiedział Carl-Johan Djurstedt-Holm, sekretarz generalny Szwedzkiego Związku Łowieckiego. Szwedzkie Stowarzyszenie Łowiectwa intensywnie współpracowało z właściwymi służbami od pierwszego dnia. Władze powierzyły związkowi łowieckiemu zadanie poszukiwania padłych dzików.
To lokalni myśliwi odegrali kluczową rolę, ponieważ mieli unikatową znajomość terenu. Docierali do najtrudniejszych miejsc w strefie zagrożenia, w których mogły przebywać chore dziki, ale kluczowym zadaniem było…ograniczenie dziczej populacji w strefie zagrożenia, która została wyznaczona na obszarze 100 tysięcy hektarów. Aby maksymalnie zredukować przetestowano różne narzędzia i metody. Jednak bez dogłębnej wiedzy myśliwych na temat zachowań dzików redukcja i poszukiwanie padłych osobników nie byłoby możliwe. Szwedzi przyznają, że sukces był możliwy dzięki wielkiemu zaangażowaniu myśliwych w cały proces zwalczania ASF.
Szwedzi wykorzystali używaną przez myśliwych aplikację na smartfony, która umożliwia śledzenie i rejestrowanie w czasie rzeczywistym przemieszczania użytkowników i koordynację ich pozycji oraz komunikację. Zgromadzone dane umożliwiły stworzenie map sytuacyjnych, a to dało pewność, że nie ominięto żadnego fragmentu i odnaleziono wszystkie padłe dziki… Centralny obszar strefy – 13 tysięcy hektarów – ogrodzono i trzy razy przeszukano. W sumie potwierdzono zakażenie u 70 dzików, które znaleziono w promieniu 5 kilometrów – ostatniego 26 września 2023 roku.
Na wniosek Szwedzkiej Agencji Rolnictwa 20 września 2024 r. Komisja Europejska podjęła decyzję o uznaniu Szwecji za kraj wolny od ASF!
Źródło: wildmen.pl
[PRAWO]
Badania lekarskie dla myśliwych w Polsce: nowe obowiązki i kontrowersje
Rząd planuje wprowadzenie obowiązkowych cyklicznych badań lekarskich i psychologicznych dla myśliwych, co wywołuje liczne kontrowersje w środowisku łowieckim. Myśliwi obawiają się, że nowe przepisy mogą ograniczyć polowania i zniechęcić do ich wykonywania. W artykule przyjrzymy się planowanym zmianom, argumentom obu stron oraz ich potencjalnemu wpływowi na myśliwych w Polsce.
Obowiązkowe badania lekarskie i psychologiczne dla myśliwych – co się zmienia?
Ministerstwo Klimatu i Środowiska rozważa wprowadzenie obowiązkowych badań okresowych dla myśliwych, które miałyby obejmować zarówno badania lekarskie, jak i psychologiczne. Obecnie myśliwi muszą przejść jednorazowe badania, aby uzyskać pozwolenie na broń do celów łowieckich, jednak nowe przepisy miałyby na celu regularną kontrolę ich stanu zdrowia. Przeciwnicy tego pomysłu, w tym Polski Związek Łowiecki (PZŁ), twierdzą, że wprowadzenie takiego obowiązku nie jest zasadne. Wskazują, że nie ma dowodów na to, by wypadki z udziałem myśliwych były spowodowane problemami zdrowotnymi, a zamiast tego wynikały ze złamania przepisów dotyczących bezpieczeństwa podczas polowań, takich jak strzelanie do nierozpoznanego celu.
Argumenty za i przeciw badaniom okresowym
Zwolennicy obowiązkowych badań, jak adwokat Rafał Maciejewski, podkreślają, że myśliwi są jedyną grupą posiadającą broń, która nie podlega regularnym badaniom zdrowotnym. Jego zdaniem, okresowa weryfikacja zdrowia psychicznego i fizycznego myśliwych jest kluczowa ze względu na bezpieczeństwo publiczne, ponieważ myśliwi mają prawo do posługiwania się bronią w przestrzeni publicznej. Z kolei prawnicy i myśliwi, tacy jak mecenas Witold Daniłowicz, uważają, że rzeczywistym celem wprowadzenia tych zmian jest zniechęcenie ludzi do polowania. Według nich to nie stan zdrowia, ale nieprzestrzeganie zasad łowieckich jest główną przyczyną incydentów związanych z polowaniami. Daniłowicz dodaje, że dodatkowe badania to nie tylko niedogodności, ale także koszty, które mogą zniechęcać do kontynuowania działalności łowieckiej.
Inne planowane zmiany w prawie łowieckim
Obowiązkowe badania okresowe nie są jedyną zmianą, jaką rozważa rząd. W planach znajduje się także ograniczenie polowań zbiorowych, nowe zasady dotyczące stosowania noktowizji, a także obowiązek informowania właścicieli nieruchomości o planowanych polowaniach indywidualnych. Kolejną istotną kwestią jest możliwość wprowadzenia zakazu polowań w „lasach społecznych” w niedziele. Zdaniem myśliwych, niektóre z tych regulacji mogą utrudnić realizację planów łowieckich zatwierdzonych przez Lasy Państwowe, a niewywiązanie się z tych planów grozi karami finansowymi dla kół łowieckich. Przedstawiciele środowisk prozwierzęcych, jak biolożka Izabela Kadłucka, postulują także wprowadzenie centralnego systemu informującego obywateli o odbywających się polowaniach.
Co może oznaczać wprowadzenie nowych przepisów dla myśliwych?
W Polsce jest obecnie około 130 tys. myśliwych. Wprowadzenie obowiązkowych badań okresowych i innych zmian w przepisach może mieć znaczący wpływ na tę grupę. Myśliwi obawiają się, że restrykcje te mogą zniechęcić ludzi do angażowania się w polowania, co w konsekwencji doprowadzi do zmniejszenia liczby osób realizujących plany łowieckie. Z drugiej strony, przedstawiciele organizacji prozwierzęcych i adwokaci, jak Rafał Maciejewski, uważają, że większa kontrola nad myśliwymi jest niezbędna dla bezpieczeństwa publicznego. W szczególności badania lekarskie mają na celu zapobieganie sytuacjom, w których broń myśliwska może być używana przez osoby o złym stanie zdrowia fizycznego lub psychicznego.
Podsumowanie: Nowe wyzwania dla polskiego łowiectwa
Planowane zmiany dotyczące badań lekarskich i psychologicznych dla myśliwych oraz inne ograniczenia mogą znacząco wpłynąć na polskie łowiectwo. Debata na temat zasadności tych regulacji jest podzielona, a zarówno myśliwi, jak i ich przeciwnicy przytaczają istotne argumenty. Bez względu na wynik tej debaty, nowe przepisy z pewnością zmienią sposób, w jaki będzie funkcjonować łowiectwo w Polsce w najbliższych latach.
Źródło: rp.pl
Stanowisko PZŁ dotyczące propozycji Ministerstwa Klimatu i Środowiska uregulowania budowy ambon myśliwskich w przepisach ustawy – Prawo budowlane.
Obecnie trwają prace nad nowelizacją ustawy Prawo budowlane, w których Polski Związek Łowiecki bierze bezpośredni udział. Swoje propozycje do noweli zaproponowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Resort chce aby rozszerzyć definicję obiektów małej architektury o „urządzenia związane z prowadzeniem gospodarki łowieckiej, trwale związanej z gruntem” – przede wszystkim dotyczy to ambon myśliwskich, jako obiektów wymagających ewentualnej regulacji . Zdaniem Polskiego Związku Łowieckiego te propozycje są nieuzasadnione. Poniżej wyjaśniamy dlaczego.
Brak trwałego związania z gruntem
Po pierwsze Polski Związek Łowiecki stoi na stanowisku, że ambony myśliwskie nie są urządzeniami trwale związanymi z gruntem. Są urządzeniami, które są przystosowane konstrukcyjnie do łatwego demontażu (z reguły w całości) i przemieszczania – podobnie jak obiekty typu kontenerowego. Realizacja celów gospodarki łowieckiej wymaga ciągłego dostosowywania lokalizacji urządzeń łowieckich i ich przenoszenia, przede wszystkim ze względu na zmiany struktury wiekowej i przestrzennej drzewostanów, zmiany struktury upraw rolnych oraz zachowanie i dynamikę rozwoju populacji zwierząt łownych. Należy przyjąć, że wszystkie urządzenia łowieckie nie są trwale związane z gruntem, dlatego propozycja nowelizacji jest bezprzedmiotowa.
Zgoda właściciela, posiadacza lub zarządcy gruntu na wznoszenie urządzeń
Po drugie Polski Związek Łowiecki uważa, iż samo wznoszenie urządzeń łowieckich, zgodnie z art. 12 Prawa łowieckiego, odbywa się po uzyskaniu zgody właściciela, posiadacza lub zarządcy gruntu.
Obowiązkowa ewidencja urządzeń łowieckich i przeglądy techniczne
Po trzecie art. 8a Prawa łowieckiego nakłada stały obowiązek umieszczenia w rocznym planie łowieckim danych dotyczących zagospodarowania obwodu łowieckiego, w tym liczbę urządzeń związanych z prowadzeniem gospodarki łowieckiej, z podziałem na ich rodzaje. Dzierżawcy i zarządcy ewidencjonują i numerują ambony myśliwskie również na potrzeby wykonywania polowania, co zostaje ujęte w książce ewidencji pobytu na polowaniu indywidualnym. Dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich dokonują corocznego przeglądu stanu technicznego urządzeń łowieckich celem zapewnienia bezpieczeństwa użytkownikom tych urządzeń. Polski Związek Łowiecki stoi na stanowisku, że objęcie urządzeń łowieckich procedurą zgłoszeń sparaliżowałaby prace inspekcji budowlanej i organów nadzoru geodezyjnego i kartograficznego. W tym miejscu warto zaznaczyć, że mamy 116 tys. ambon myśliwskich, a dodatkowo Lasy Państwowe i OHZ-ty ponad 17 tys.
Reasumując, w związku z tym, że urządzenia łowieckie, w tym ambony, nie są trwale związane z gruntem, bo z założenia są przeznaczone do czasowego użytkowania w okresie krótszym od ich trwałości technicznej oraz są przystosowane technicznie do przenoszenia w inne miejsce – propozycja nowelizacji Art. 3 pkt 4 ustawy – Prawo budowlane jest w ocenie PZŁ całkowicie nieuzasadniona.
Takie same stanowisko prezentuje Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Czesław Siekierski mając na uwadze prawidłowe wykonywanie gospodarki łowieckiej, która jest kluczowa dla gospodarki żywnościowej kraju, również negatywnie ustosunkował się do proponowanych przez MKiŚ zmian w toku międzyresortowych uzgodnień projektowanych przepisów.
Resort Rolnictwa to nie jedyna instytucja rządowa, która popiera stanowisko Polskiego Związku Łowieckiego w sprawie nowelizacji ustawy Prawo budowlane. Podobnie negatywną opinię do zmian proponowanych przez MKiŚ przedstawiło Ministerstwo Rozwoju i Technologii, które jest odpowiedzialne za prace nad nowelizacją ustawy Prawo budowlane a także Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego.
Źródło: czestochowa.pzlow.pl
[PRAWO]
[OBWODY ŁOWIECKIE]
W dziale DO POBRANIA zostały umieszczone pliki map obwodów łowieckich nr 50 i 78, a także pliki z opisem granic oraz danymi z rejestru powierzchniowego obydwu obwodów.